W szponach mrozu
rozdział siedemnasty
Obserwowałem
jej poczynania podczas przyjęcia. Czuła się tutaj jak ryba w
wodzie. Rozmawiała z kilkoma mojorami, wypiła kilka drinków,
wszystkich raczyła uprzejmym uśmiechem i roztaczała wokół swoją
dampirzą aurę. Mogła wieść prym wśród mojorskich mężczyzn.
Wyglądała
pięknie, młodo. Inaczej niż na sali gimnastycznej. Obcisłe
sukienki powinny być zabronione, wyglądała tak samo pociągająco,
jak w noc, podczas której działał na nas urok pożądania.
Wypierane
wspomnienia wracają, zbyt często, w niedogodnych momentach.
Powinienem o tym zapomnieć.
Rose
też powinna zapomnieć.
Kręci
się wokół niej młody Iwaszkow. Nie lubię go. Ma złą opinię,
która powinna trzymać z dala od niego Rose. Ale nie, ona musi robić
wszystko po swojemu i flirtować z naczelny bawidamkiem na dworze.
Czasem
wydawało mi się, że zbywa go swoim złośliwym uosobieniem, lecz
on nie znikał po jej aluzjach. Może to robiła, albo nie. Chciałem,
aby tak było. Moja uczennica powinna mieć dobrą opinię. Za
niedługo skończy szkołę, zda egzaminy i będzie musiała chronić
Lissę. Zostanie strażniczką... To całkowicie zniesie nasz relacje
na grunt czysto zawodowy.
Z
moich niepoprawnych rozmyślań wyrwało mnie, pojawienie się
Janine. Strażniczka wyprowadziła zdziwioną Rosmerie z przyjęcia.
Szybko pożegnałem się z moimi rozmówcami i zniknąłem za
drzwiami. Nigdzie jej nie było.
Natchniony
przeczuciem pozwoliłem moim nogom mnie poprowadzić. Zaprowadziły
mnie na mały taras, na którym była ona.
Siedziała
na jakiejś skrzyni, gdy podchodziłem lekko obróciła głowę w
moją stronę. Ciągle była w samej sukience. Skrzypiący śnieg pod
moimi butami, przypominał mi o niskiej temperaturze. Zrzuciłem
płaszcz z ramion i opatuliłem nim Rose. Zająłem resztę wolnego
miejsca obok niej.
-
Musiałaś porządnie zmarznąć.
Nie
zareagowała w żaden sposób na moje słowa, ciągle patrzyła się
przed siebie. Musiało minąć kilka chwil nim wyszeptała.
-
Wyszło słońce.
Spojrzałem
w końcu na niebo. Było bezchmurne, słońce świeciło z pełną
mocą. Rzadko je widuję. Jestem dzieckiem nocy.
-
Fakt. Jednak jesteśmy w górach w środku zimy- odparłem.
Nie
odpowiedziała. Siedzieliśmy z milczeniu. Delikatny wiatr przerzucał
wokół nas śnieg. Ruszał jej włosami, które delikatnie łaskotały
moje ciało przez materiał koszuli.
-
Moje życie to jedna wielka porażka – powiedziała w końcu.
-
Nieprawda – odparłam natychmiast.
-
Wyszedłeś za mną z przyjęcia? - zapytała
-
Tak.
-
Nie zauważyłam cię na sali…
Prychnąłem
w myślach. Oczywiście, że mnie nie widziałaś. Chciałem być dla
ciebie niewidoczny. Poza tym byłaś tak zajęta Iwaszkowem, że
świat poza nim nie istniał dla ciebie. Wyrwałem się ze swoich
myśli i spojrzałem na nią. Przyglądała się mojemu strojowi
strażnika.
– Zatem
widziałeś akcję niezrównanej Janine, która mnie stamtąd
wywlokła, robiąc wielkie zamieszanie. - skończyła gorzko.
Na
jej twarzy wyrył się wstyd i rozczarowanie. Nie chciała, aby ten
wieczór się tak skończył. Chciała być zwykłą nastolatką i
bawić się na przyjęciu. Była taka młoda, a musiała tak szybko
dojrzeć. Za rok będzie odpowiedzialna za czyjeś życie.
-
Przesadzasz. Mało kto zauważył. Ja to widziałem, ponieważ cię
obserwowałem.
Zbytnio
nie ucieszyła się na moje słowa. Lecz jej spojrzenie lekko mnie
zawstydziło. Zostałem przyłapany na podglądaniu jej.
Przyglądałem
się jej jako dziewczynie, nie jako uczennicy. Wmawianie sobie, że
chciałem kontrolować jej przyzwoite zachowanie jest błędem.
Wodziłem za nią wzrokiem, bo to jedna z nielicznych okazji, by móc
ją obserwować poza salą gimnastyczną. Oglądanie Rose w pełnej
klasie jest ciekawym zajęciem. Lecz, jako jej nauczyciel nie
powinienem tego robić.
-
Matka twierdzi co innego – kontynuowała naszą rozmowę. –
Według niej zachowuję się jak ulicznica.
Streściła
mi treść ich rozmowy. Na samą myśl, że Janine porównała swoją
córkę do dziwki sprzedającej krew, zrobiło mi się niedobrze. To
nie pasował do Rose. Byłem też zazdrosny. Zazdrosny o innych
mężczyzn, który mogli z nią być. Oni mieli możliwość, a ja
nie.
-
Martwi się o ciebie – stwierdziłem sztywno, starając się
zamaskować swoje uczucia.
-
Przesadziła.
-
Matki bywają czasem nadopiekuńcze – i nie tylko one. Gdybym mógł
też tak zachowywałbym się względem niej.
Spojrzała
na mnie wymownie. Jakby próbowała wzrokiem zakpić z mojej
wypowiedzi.
-
Ale nie moja. Nie wyczułam w niej troski o mnie. Raczej bała
się,
że ją skompromituję. Nieoczekiwanie postanowiła mnie ostrzec
przed
ryzykiem zajścia w ciążę. Idiotyzm, przecież jestem ostrożna.
Jest
ostrożna? Ostrożna! Miałem okazję trochę lepiej ją poznać z
tej strony. I boję się o nią. Gdy przyszła do mnie w zeszłym
roku pod wpływem uroku. Miała, gdzieś wszystkie środki
ostrożności. Chciała dostać mnie i prawie jej się to udało.
Lecz
ja pragnąłem jej równie mocno...
-
Może nie mówiła o tobie – próbowałem obrócić kota ogonem.
Zamilknęła.
Było widać, że nad czymś intensywnie myśli. Patrzyła się
pustym wzrokiem przed siebie. Na jej czole pojawiło się parę
zmarszczek. Zaczęła skubać mój płaszcz. Nagle przestała robić,
cokolwiek i cicho westchnęła.
-
Nie kłóćmy się – wyszeptała.
Spojrzałem
się na nią zdziwiony. Nie spodziewałem się od niej takich słów.
Zawsze chciała postawić na swoim, a teraz chce pokoju.
-
Chcesz się ze mną kłócić? - spytałem zbity z tropu.
-
Nie. Nie cierpię tego. Co innego walczyć z tobą na Sali
gimnastycznej.
Uśmiechnąłem
się lekko. Lubiłem nasz sparringi. Poznawałem wtedy inną stronę
Rose. Waleczną, dziką i odważną. A dzisiaj była taka zagubiona,
delikatna.
-
Ja też nie lubię się z tobą kłócić.
Siedzieliśmy
blisko siebie,cisza wokół nas była kojąca. Rzadko mogliśmy być
sami i delektować się naszą bliskością.
-
Powinieneś się zgodzić. - dobiegł mnie jej głos.
Nie
zrozumiałem, o co jej chodzi.
-
Na co?
-
Na propozycję Taszy. To dla ciebie wielka szansa.
Zaskoczyła
mnie. Rose zachowała się poważnie. Jej postępowanie pasowało do
zachowania osoby dorosłej, a nie rozkapryszonej nastolatki, jaką
była w ostatnich dniach. Lekceważyła mój autorytet, źle
traktowała Taszę, flirtowała z morojami. A tu nagle padają z jej
ust takie słowa.
-
Nie spodziewałem się, że coś takiego od ciebie usłyszę.
Zwłaszcza po tym…
-
Jak podle się zachowywałam? Tak. – Owinęła się szczelniej
moim
płaszczem. Do twarzy jej w nim. - Powiedziałam, że nie chcę się
z tobą kłócić. Nie chcę, żebyś mnie znienawidził. I… -
Zacisnęła powieki. – Niezależnie od tego, co do ciebie czuję,
zależy mi, żebyś był szczęśliwy.
Milczeliśmy.
Moje myśli gnały jak szalone. Niezależnie od tego, co do
ciebie czuję, zależy mi, żebyś był szczęśliwy. Cholera
Rose. Czujesz, to samo, co ja. Nie powinniśmy. Lecz z drugiej strony
byłem szczęśliwy. Odwzajemniała moje uczucia, nawet, gdy
odpychałem ją.
Niestety
nie możemy mieć tego, co chcemy. Przyciągnąłem ją do siebie i
przytuliłem. Czule gładziłem jej plecy. Chciałem tym gestem
przekazać jej swoje uczucia. Ufnie oparła głowę na mojej piersi.
-
Roza – szepnąłem jej do ucha.
Kradliśmy
chwile, które nie powinny być nam dane. W moich objęciach, była
moją Rozą. Moim szczęściem.
Mimo
swoich uczuć, chciała, abym znalazł swoje miejsce w życiu i
zaakceptowała Taszę u mego boku. Postawiła mnie ponad sobą. Jest
w stanie odpuścić sobie nasze uczucie, dla mojego dobra.
Nie
doceniałem jej. Jest dziecinna w pewnych sprawach, lecz swoją
dzisiejszą postawą pokazała, że jest odpowiedzialna i dobra.
Westchnęła
wtulona w moje ramiona. Odsunęła się ode mnie, a ja niechętnie
wypuściłem ją ze swoich ramion. Oddała mi płaszcz.
Chciałem
powiedzieć jej prawdę, aby została tu jeszcze ze mną. Chciałem
ukoić jej cierpienie, pocieszyć, lecz nie mogłem.
-
Dokąd idziesz? – spytałem.
-
Złamać komuś serce – odparła.
Spojrzeliśmy
na siebie ostatni raz. Chciałem zapamiętać obraz szlachetnej Rozy
z dzisiejszego wieczoru na zawsze.
W
podartej sukience, z rozczochranymi włosami, lekkim uśmiechem na
twarzy i oczami, które były przesycone bólem.
Widok
ten będzie mi zawsze przypominał o moich uczuciach do niej.
Uwielbiam Cię! Doskonałe odczucia bohatera, dzięki którym łatwiej go zrozumieć. Czyta się lekko i miło. Szkoda tylko, że tak krótko. Czekam na kolejne coś :)
OdpowiedzUsuńOtuś, skarbie :) Czy doczekamy się czegoś nowego?
Usuń- Wiem, jestem strasznie niecierpliwa, ale brakuje mi Twojego Dymitra.
I wiem, że prawdopodobnie nie masz czasu, by cokolwiek napisać, jednak chcę tylko wiedzieć, czy będziesz jeszcze jakieś rozdziały opisywała.
Poem kochana :)Doczekacie, ale nie potrafię w tej chwili nic napisać. Ale mam zamiar coś tu jeszcze wklepać.
UsuńPopieram Poem, też Cię uwielbiam! I Twojego Dymitra. Kiedy czytałam rozdział siedemnasty Twoimi oczami, czułam się, jakbym weszła w głowę Dymitra i słyszała dokładnie każdą jego myśl, każde uczucie. Uwielbiam to normalnie! Dlatego proszę o jeszcze więcej! I szybciej, oczywiście. :)
OdpowiedzUsuńMyślę to samo co Poem i Ew.Jesteś genialna.Czekam na nn.Postaraj się go napisać jak naj szybciej.Pozdrawiam i mocno całuję
OdpowiedzUsuńJesteś niesamowita! To 100% Dymitra, a nie coś na siłę. To tak wzruszające, ciepłe i naturalne, że po prostu można to czytać w kółko i uwielbiać za każdym razem. Piszesz normalnie jak Richelle Mead <3
OdpowiedzUsuńPięknie!! Kiedy dalsze rozdziały??! Kocham to opowiadanie, takie prawdziwe!
OdpowiedzUsuń