Wstępniak

Witam na blogu poświęconym serii Akademii Wampirów autorstwa Richelle Mead. Będę tutaj publikować moje teksty oparte twórczości pani Mead.
Pierwszą serią jest Punkt widzenia Dymitra. Opiszę znane zksiążek wydarzenia oczami Rosjanina. Będą to luźne fragmenty, szczególnych zdarzeń.


niedziela, 15 lipca 2012

W szponach mrozu - 17


W szponach mrozu 
rozdział siedemnasty

Obserwowałem jej poczynania podczas przyjęcia. Czuła się tutaj jak ryba w wodzie. Rozmawiała z kilkoma mojorami, wypiła kilka drinków, wszystkich raczyła uprzejmym uśmiechem i roztaczała wokół swoją dampirzą aurę. Mogła wieść prym wśród mojorskich mężczyzn.

Wyglądała pięknie, młodo. Inaczej niż na sali gimnastycznej. Obcisłe sukienki powinny być zabronione, wyglądała tak samo pociągająco, jak w noc, podczas której działał na nas urok pożądania.

Wypierane wspomnienia wracają, zbyt często, w niedogodnych momentach. Powinienem o tym zapomnieć.

Rose też powinna zapomnieć.

Kręci się wokół niej młody Iwaszkow. Nie lubię go. Ma złą opinię, która powinna trzymać z dala od niego Rose. Ale nie, ona musi robić wszystko po swojemu i flirtować z naczelny bawidamkiem na dworze.

Czasem wydawało mi się, że zbywa go swoim złośliwym uosobieniem, lecz on nie znikał po jej aluzjach. Może to robiła, albo nie. Chciałem, aby tak było. Moja uczennica powinna mieć dobrą opinię. Za niedługo skończy szkołę, zda egzaminy i będzie musiała chronić Lissę. Zostanie strażniczką... To całkowicie zniesie nasz relacje na grunt czysto zawodowy.

Z moich niepoprawnych rozmyślań wyrwało mnie, pojawienie się Janine. Strażniczka wyprowadziła zdziwioną Rosmerie z przyjęcia. Szybko pożegnałem się z moimi rozmówcami i zniknąłem za drzwiami. Nigdzie jej nie było.

Natchniony przeczuciem pozwoliłem moim nogom mnie poprowadzić. Zaprowadziły mnie na mały taras, na którym była ona.

Siedziała na jakiejś skrzyni, gdy podchodziłem lekko obróciła głowę w moją stronę. Ciągle była w samej sukience. Skrzypiący śnieg pod moimi butami, przypominał mi o niskiej temperaturze. Zrzuciłem płaszcz z ramion i opatuliłem nim Rose. Zająłem resztę wolnego miejsca obok niej.
- Musiałaś porządnie zmarznąć.

Nie zareagowała w żaden sposób na moje słowa, ciągle patrzyła się przed siebie. Musiało minąć kilka chwil nim wyszeptała.
- Wyszło słońce.
Spojrzałem w końcu na niebo. Było bezchmurne, słońce świeciło z pełną mocą. Rzadko je widuję. Jestem dzieckiem nocy.
- Fakt. Jednak jesteśmy w górach w środku zimy- odparłem.

Nie odpowiedziała. Siedzieliśmy z milczeniu. Delikatny wiatr przerzucał wokół nas śnieg. Ruszał jej włosami, które delikatnie łaskotały moje ciało przez materiał koszuli.

- Moje życie to jedna wielka porażka – powiedziała w końcu.
- Nieprawda – odparłam natychmiast.
- Wyszedłeś za mną z przyjęcia? - zapytała
- Tak.
- Nie zauważyłam cię na sali…

Prychnąłem w myślach. Oczywiście, że mnie nie widziałaś. Chciałem być dla ciebie niewidoczny. Poza tym byłaś tak zajęta Iwaszkowem, że świat poza nim nie istniał dla ciebie. Wyrwałem się ze swoich myśli i spojrzałem na nią. Przyglądała się mojemu strojowi strażnika.
– Zatem widziałeś akcję niezrównanej Janine, która mnie stamtąd wywlokła, robiąc wielkie zamieszanie. - skończyła gorzko.
Na jej twarzy wyrył się wstyd i rozczarowanie. Nie chciała, aby ten wieczór się tak skończył. Chciała być zwykłą nastolatką i bawić się na przyjęciu. Była taka młoda, a musiała tak szybko dojrzeć. Za rok będzie odpowiedzialna za czyjeś życie.

- Przesadzasz. Mało kto zauważył. Ja to widziałem, ponieważ cię obserwowałem.
Zbytnio nie ucieszyła się na moje słowa. Lecz jej spojrzenie lekko mnie zawstydziło. Zostałem przyłapany na podglądaniu jej.

Przyglądałem się jej jako dziewczynie, nie jako uczennicy. Wmawianie sobie, że chciałem kontrolować jej przyzwoite zachowanie jest błędem. Wodziłem za nią wzrokiem, bo to jedna z nielicznych okazji, by móc ją obserwować poza salą gimnastyczną. Oglądanie Rose w pełnej klasie jest ciekawym zajęciem. Lecz, jako jej nauczyciel nie powinienem tego robić.

- Matka twierdzi co innego – kontynuowała naszą rozmowę. – Według niej zachowuję się jak ulicznica.
Streściła mi treść ich rozmowy. Na samą myśl, że Janine porównała swoją córkę do dziwki sprzedającej krew, zrobiło mi się niedobrze. To nie pasował do Rose. Byłem też zazdrosny. Zazdrosny o innych mężczyzn, który mogli z nią być. Oni mieli możliwość, a ja nie.

- Martwi się o ciebie – stwierdziłem sztywno, starając się zamaskować swoje uczucia.
- Przesadziła.
- Matki bywają czasem nadopiekuńcze – i nie tylko one. Gdybym mógł też tak zachowywałbym się względem niej.

Spojrzała na mnie wymownie. Jakby próbowała wzrokiem zakpić z mojej wypowiedzi.
- Ale nie moja. Nie wyczułam w niej troski o mnie. Raczej bała
się, że ją skompromituję. Nieoczekiwanie postanowiła mnie ostrzec
przed ryzykiem zajścia w ciążę. Idiotyzm, przecież jestem ostrożna.

Jest ostrożna? Ostrożna! Miałem okazję trochę lepiej ją poznać z tej strony. I boję się o nią. Gdy przyszła do mnie w zeszłym roku pod wpływem uroku. Miała, gdzieś wszystkie środki ostrożności. Chciała dostać mnie i prawie jej się to udało.

Lecz ja pragnąłem jej równie mocno...

- Może nie mówiła o tobie – próbowałem obrócić kota ogonem.
Zamilknęła. Było widać, że nad czymś intensywnie myśli. Patrzyła się pustym wzrokiem przed siebie. Na jej czole pojawiło się parę zmarszczek. Zaczęła skubać mój płaszcz. Nagle przestała robić, cokolwiek i cicho westchnęła.
- Nie kłóćmy się – wyszeptała.

Spojrzałem się na nią zdziwiony. Nie spodziewałem się od niej takich słów. Zawsze chciała postawić na swoim, a teraz chce pokoju.

- Chcesz się ze mną kłócić? - spytałem zbity z tropu.
- Nie. Nie cierpię tego. Co innego walczyć z tobą na Sali gimnastycznej.

Uśmiechnąłem się lekko. Lubiłem nasz sparringi. Poznawałem wtedy inną stronę Rose. Waleczną, dziką i odważną. A dzisiaj była taka zagubiona, delikatna.
- Ja też nie lubię się z tobą kłócić.

Siedzieliśmy blisko siebie,cisza wokół nas była kojąca. Rzadko mogliśmy być sami i delektować się naszą bliskością.
- Powinieneś się zgodzić. - dobiegł mnie jej głos.
Nie zrozumiałem, o co jej chodzi.
- Na co?
- Na propozycję Taszy. To dla ciebie wielka szansa.

Zaskoczyła mnie. Rose zachowała się poważnie. Jej postępowanie pasowało do zachowania osoby dorosłej, a nie rozkapryszonej nastolatki, jaką była w ostatnich dniach. Lekceważyła mój autorytet, źle traktowała Taszę, flirtowała z morojami. A tu nagle padają z jej ust takie słowa.

- Nie spodziewałem się, że coś takiego od ciebie usłyszę. Zwłaszcza po tym…
- Jak podle się zachowywałam? Tak. – Owinęła się szczelniej
moim płaszczem. Do twarzy jej w nim. - Powiedziałam, że nie chcę się z tobą kłócić. Nie chcę, żebyś mnie znienawidził. I… - Zacisnęła powieki. – Niezależnie od tego, co do ciebie czuję, zależy mi, żebyś był szczęśliwy.

Milczeliśmy. Moje myśli gnały jak szalone. Niezależnie od tego, co do ciebie czuję, zależy mi, żebyś był szczęśliwy. Cholera Rose. Czujesz, to samo, co ja. Nie powinniśmy. Lecz z drugiej strony byłem szczęśliwy. Odwzajemniała moje uczucia, nawet, gdy odpychałem ją.

Niestety nie możemy mieć tego, co chcemy. Przyciągnąłem ją do siebie i przytuliłem. Czule gładziłem jej plecy. Chciałem tym gestem przekazać jej swoje uczucia. Ufnie oparła głowę na mojej piersi.
- Roza – szepnąłem jej do ucha.

Kradliśmy chwile, które nie powinny być nam dane. W moich objęciach, była moją Rozą. Moim szczęściem.

Mimo swoich uczuć, chciała, abym znalazł swoje miejsce w życiu i zaakceptowała Taszę u mego boku. Postawiła mnie ponad sobą. Jest w stanie odpuścić sobie nasze uczucie, dla mojego dobra.

Nie doceniałem jej. Jest dziecinna w pewnych sprawach, lecz swoją dzisiejszą postawą pokazała, że jest odpowiedzialna i dobra.

Westchnęła wtulona w moje ramiona. Odsunęła się ode mnie, a ja niechętnie wypuściłem ją ze swoich ramion. Oddała mi płaszcz.

Chciałem powiedzieć jej prawdę, aby została tu jeszcze ze mną. Chciałem ukoić jej cierpienie, pocieszyć, lecz nie mogłem.

- Dokąd idziesz? – spytałem.
- Złamać komuś serce – odparła.

Spojrzeliśmy na siebie ostatni raz. Chciałem zapamiętać obraz szlachetnej Rozy z dzisiejszego wieczoru na zawsze.

W podartej sukience, z rozczochranymi włosami, lekkim uśmiechem na twarzy i oczami, które były przesycone bólem.

Widok ten będzie mi zawsze przypominał o moich uczuciach do niej.

7 komentarzy:

  1. Uwielbiam Cię! Doskonałe odczucia bohatera, dzięki którym łatwiej go zrozumieć. Czyta się lekko i miło. Szkoda tylko, że tak krótko. Czekam na kolejne coś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otuś, skarbie :) Czy doczekamy się czegoś nowego?
      - Wiem, jestem strasznie niecierpliwa, ale brakuje mi Twojego Dymitra.
      I wiem, że prawdopodobnie nie masz czasu, by cokolwiek napisać, jednak chcę tylko wiedzieć, czy będziesz jeszcze jakieś rozdziały opisywała.

      Usuń
    2. Poem kochana :)Doczekacie, ale nie potrafię w tej chwili nic napisać. Ale mam zamiar coś tu jeszcze wklepać.

      Usuń
  2. Popieram Poem, też Cię uwielbiam! I Twojego Dymitra. Kiedy czytałam rozdział siedemnasty Twoimi oczami, czułam się, jakbym weszła w głowę Dymitra i słyszała dokładnie każdą jego myśl, każde uczucie. Uwielbiam to normalnie! Dlatego proszę o jeszcze więcej! I szybciej, oczywiście. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślę to samo co Poem i Ew.Jesteś genialna.Czekam na nn.Postaraj się go napisać jak naj szybciej.Pozdrawiam i mocno całuję

    OdpowiedzUsuń
  4. Jesteś niesamowita! To 100% Dymitra, a nie coś na siłę. To tak wzruszające, ciepłe i naturalne, że po prostu można to czytać w kółko i uwielbiać za każdym razem. Piszesz normalnie jak Richelle Mead <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Pięknie!! Kiedy dalsze rozdziały??! Kocham to opowiadanie, takie prawdziwe!

    OdpowiedzUsuń